Samochody 4x4 » Aktualności » Wyprawa na Islandię zakończona sukcesem - relacja
Islandia przywitała nas jak zwykle przyjaźnie - niewielkie przelotne opady nie zakłóciły kolejnej wyprawy na wyspę lodu i ognia. Na początek „zwiedzania” wybraliśmy zdobycie lodowca Langjokull.
Jego przepastne, 150-metrowe szczeliny, nie wydawały się groźne, bo śnieżnym jeźdźcom towarzyszył niezawodny Defender. Na swoich 38-calowych kołach mknął przez połacie lodowca równie dziarsko jak poprzedzające go Yamahy, wioząc gorącą herbatę i cały ekwipunek uczestników wyprawy na szczyt lodowca. Kolejnym wyzwaniem, jakie na nas czekało, było zdobycie Hekli (1492 m n.p.m). Najpierw przejazd przez chmury, potem prosto w słońce - prawie na sam szczyt czynnego wulkanu!
Część załogi Jeepa nie wytrzymała napięcia i ostatnie metry niezwykle wymagającego podjazdu przeszła na własnych nogach. Marek - niestrudzony kierowca - pomimo trudnej sytuacji wjechał ponad chmury na szczyt, dzięki czemu mogliśmy zrobić super zdjęcia. Tegoroczne spotkanie z Unarem - naszym znajomym Islandczykiem - zaowocowało bezpośrednim kontaktem z dziką przyrodą. Grupa była już wprawiona w jeździe na quadach, dlatego jazda na kanadyjskich Canamach nie sprawiła nikomu trudności nawet przy prędkości 100 km/h.
Kawałki lawy wyskakujące spod kół, liczne przejazdy przez rzeki i przeprawa przez kanał zrzutowy elektrowni wodnej okazały się nie lada atrakcją nawet dla największych wyjadaczy.
Ci, którzy także pragną zaznać tych przyjemności, powinni się pospieszyć, ponieważ Islandia, podobnie jak państwa UE, zaczęła pokrywać asfaltem swoje drogi, a off-road jako taki na Islandii jest zabroniony.
W związku z tym, że nie mieliśmy „objechanych” północno-wschodnich fiordów, zrobiliśmy to w wolnym czasie. Przy okazji odkryliśmy niesamowity przejazd przez góry, przy którym droga Trolli wydaje się torem dla dziecięcych samochodzików - zabawek.Czy będzie okazja, żeby spróbować rekina? To pytanie wyzwoliło w nas chęć działania, bo hàkarl, czyli zgniłe mięso rekina grenlandzkiego to tradycyjny przysmak najtwardszych Islandczyków! Zwykle serwowany jest w małych kawałeczkach, jednak my, wytrawni podróżnicy, zostaliśmy ugoszczeni w Husaviku kilkoma kawałkami wielkości dłoni!
Byliśmy przygotowani na niezwykły zapach potrawy, stąd degustacja na wolnym powietrzu. Odpowiedni napój (brennivin - schłodzona islandzka wódka) stał na niewielkim stoliku, żeby wspomóc nasze wrażliwe jelita i …. udało się! Wszyscy dzielnie przełknęli po kawałeczku mięsa, zapijając go miejscowym alkoholem.
Wyjątkowo zakończyła się także wycieczka na Askję - tym razem nie poprzestaliśmy na podziwianiu bezkresnych czarno-czerwonych lawowisk. Cała grupa jednogłośnie zdecydowała o kąpieli w kraterze wulkanu! Niewiarygodne?
Nie chce się wierzyć, ale tutaj jest to możliwe, a niesamowite wrażenia pozostają w pamięci do końca życia. Mleczno-turkusowa woda skrywająca głębię krateru przyciąga swoim urokiem, łatwo jest wtedy zapomnieć, że przecież Askja, jak to na Islandii bywa, ciągle cichutko pomrukuje.
Niebywałą niespodziankę sprawiliśmy naszym współtowarzyszom podróży, zapraszając ich na nocleg do schroniska Laugafell. Najpierw musieli pokonać drogę, która wiła się doliną wzdłuż rwącej górskiej rzeki, obrośniętej zielonymi mchami, trawami i porostami.
Nic nie zapowiadało, że na końcu doliny trzeba będzie wspiąć się samochodami na prawie 900 m n.p.m. na totalne pustkowie! Kiedy wreszcie dotarliśmy do stojącego pośrodku środku „niczego” schroniska, informacja o braku zimnej wody (sic!) jakoś nie dotarła do naszej świadomości.
Dopiero, gdy naszym oczom ukazał się parujący zbiornik wodny, w którym odpoczywaliśmy do późnej nocy (a chłodny wiatr hulał nad głowami) - stwierdziliśmy: warto było tu dotrzeć!
Autor: Sławomir Kosz, Event 4x4, organizator wyprawy
Jego przepastne, 150-metrowe szczeliny, nie wydawały się groźne, bo śnieżnym jeźdźcom towarzyszył niezawodny Defender. Na swoich 38-calowych kołach mknął przez połacie lodowca równie dziarsko jak poprzedzające go Yamahy, wioząc gorącą herbatę i cały ekwipunek uczestników wyprawy na szczyt lodowca. Kolejnym wyzwaniem, jakie na nas czekało, było zdobycie Hekli (1492 m n.p.m). Najpierw przejazd przez chmury, potem prosto w słońce - prawie na sam szczyt czynnego wulkanu!
Część załogi Jeepa nie wytrzymała napięcia i ostatnie metry niezwykle wymagającego podjazdu przeszła na własnych nogach. Marek - niestrudzony kierowca - pomimo trudnej sytuacji wjechał ponad chmury na szczyt, dzięki czemu mogliśmy zrobić super zdjęcia. Tegoroczne spotkanie z Unarem - naszym znajomym Islandczykiem - zaowocowało bezpośrednim kontaktem z dziką przyrodą. Grupa była już wprawiona w jeździe na quadach, dlatego jazda na kanadyjskich Canamach nie sprawiła nikomu trudności nawet przy prędkości 100 km/h.
Kawałki lawy wyskakujące spod kół, liczne przejazdy przez rzeki i przeprawa przez kanał zrzutowy elektrowni wodnej okazały się nie lada atrakcją nawet dla największych wyjadaczy.
W związku z tym, że nie mieliśmy „objechanych” północno-wschodnich fiordów, zrobiliśmy to w wolnym czasie. Przy okazji odkryliśmy niesamowity przejazd przez góry, przy którym droga Trolli wydaje się torem dla dziecięcych samochodzików - zabawek.Czy będzie okazja, żeby spróbować rekina? To pytanie wyzwoliło w nas chęć działania, bo hàkarl, czyli zgniłe mięso rekina grenlandzkiego to tradycyjny przysmak najtwardszych Islandczyków! Zwykle serwowany jest w małych kawałeczkach, jednak my, wytrawni podróżnicy, zostaliśmy ugoszczeni w Husaviku kilkoma kawałkami wielkości dłoni!
Byliśmy przygotowani na niezwykły zapach potrawy, stąd degustacja na wolnym powietrzu. Odpowiedni napój (brennivin - schłodzona islandzka wódka) stał na niewielkim stoliku, żeby wspomóc nasze wrażliwe jelita i …. udało się! Wszyscy dzielnie przełknęli po kawałeczku mięsa, zapijając go miejscowym alkoholem.
Wyjątkowo zakończyła się także wycieczka na Askję - tym razem nie poprzestaliśmy na podziwianiu bezkresnych czarno-czerwonych lawowisk. Cała grupa jednogłośnie zdecydowała o kąpieli w kraterze wulkanu! Niewiarygodne?
Nie chce się wierzyć, ale tutaj jest to możliwe, a niesamowite wrażenia pozostają w pamięci do końca życia. Mleczno-turkusowa woda skrywająca głębię krateru przyciąga swoim urokiem, łatwo jest wtedy zapomnieć, że przecież Askja, jak to na Islandii bywa, ciągle cichutko pomrukuje.
Niebywałą niespodziankę sprawiliśmy naszym współtowarzyszom podróży, zapraszając ich na nocleg do schroniska Laugafell. Najpierw musieli pokonać drogę, która wiła się doliną wzdłuż rwącej górskiej rzeki, obrośniętej zielonymi mchami, trawami i porostami.
Nic nie zapowiadało, że na końcu doliny trzeba będzie wspiąć się samochodami na prawie 900 m n.p.m. na totalne pustkowie! Kiedy wreszcie dotarliśmy do stojącego pośrodku środku „niczego” schroniska, informacja o braku zimnej wody (sic!) jakoś nie dotarła do naszej świadomości.
Dopiero, gdy naszym oczom ukazał się parujący zbiornik wodny, w którym odpoczywaliśmy do późnej nocy (a chłodny wiatr hulał nad głowami) - stwierdziliśmy: warto było tu dotrzeć!
Autor: Sławomir Kosz, Event 4x4, organizator wyprawy
źródło: informacja prasowa
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
0
Komentarze do:
Wyprawa na Islandię zakończona sukcesem - relacja
Podobne: Wyprawa na Islandię zakończona sukcesem - relacja



Podobne galerie: Wyprawa na Islandię zakończona sukcesem - relacja



Najczęściej czytane w tym miesiącu
Tapety na pulpit